czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Misaki '' Zdobycz''


Obudziło mnie wycie jakiegoś stworzenia... Postanowiłam to sprawdzić. Po cichutku wymknęłam się z legowiska watahy i skierowałam się ku nieznanych odgłosów. Dziwne, ale ten hałas dochodził z opuszczonego lasu. Na samą myśl o tym przechodziły mnie dreszcze. Niestety ciekawość nie dawała mi spokoju musiałam tam iść! Kiedy wkroczyłam na teren lasu, poczułam "powiew śmierci". Usłyszałam kolejne wycie, od razu  ruszyłam w jego stronę. Wreszcie udało mi się zauważyć kawałek zwierzęcia... Okazało się, że to były kojoty. Myślałam wtedy "Kojoty!? Serio? Miałam nadzieje, że to będzie coś innego.... No trudno, poszukam czegoś innego. Bo szczerze mówiąc nie chce mi się z nimi walczyć.". Zaczęłam biec w stronę wielkich równin. Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam ogień. Łąka się paliła! musiałam coś zrobić. Więc wzięłam wielki wdech i trysnęłam wielką parą powietrza wprost w ogień. Wszystko prędko zgasło. Kiedy podeszłam bliżej paleniska, ujrzałam przypieczoną sarnę i dwa króliki. Od razu wzięłam stworzonka do małych woreczków, a jelenia w paszcze  i zaczęłam ciągnąć. Niestety jedyną drogą powrotną była ta którą tu przybyłam, więc nie miałam wyboru. Kiedy już wychodziłam z lasu, na moje nieszczęście spały tam kojoty. Do głowy wpadł mi pomysł, żeby "przelecieć" nad nimi. Oczywiście było to ciężkie lecieć z 60 kilogramową sarną w zębach sama nie wiem jak, ale udało mi się. Kiedy byłam już wystarczająco daleko od kojotów, opuściłam się na ziemię i zaczęłam ciągnąć zdobycz dalej. Na szczęście  do legowiska dzieliło mnie już tylko parę metrów. Kiedy wataha wyczuła mięso od razu pomogli mi je przenieść. Zauważyłam też, że na miejscu czekało już siedem ryb. Po kilku chwilach wszyscy przystaliśmy do kolacji. Kiedy wszyscy skończyli jeść, akurat zapadł zmrok. Tak więc wszyscy poszliśmy spać.

Ho ho ho ! Zimowy Mikołaj nadchodzi!

16 grudnia zawitał do nas Św. Mikołaj ! Nasz mikołaj przyniósł każdemu z naszej watahy po 150 kerlenów ! Ho ho ho! Ale to nie wszystko...